Ostatnio ciągle mam ochotę na naleśniki. Ale ile można jeść to samo? Żeby nie było nudno, postanowiłam tym razem przygotować trochę inną wersję naleśników. Dołożyłam owoce, a konkretnie banany, bo akurat takie miałam w domu i wyszedł z tego pyszny deser.
Moja miłość do naleśników trwa od najmłodszych lat. Uwielbiam je pod każdą postacią: z samym cukrem, z dżemem lub, marmoladą, z jagodami świeżymi lub ze słoika, ze świeżymi truskawkami, z serem (na naleśniki z serem znajdziecie już u mnie przepis pod tym linkiem: http://wanilioweimprowizacje.blogspot.com/2017/07/nalesniki-z-serem-z-nuta-pomaranczowa.html), z jabłkami... Natomiast w restauracji, w której pracowałam jako kelnerka, w karcie mieliśmy jako deser płonące owoce. Były to różne owoce: banan, ananas, jabłko w cieście podobnym do naleśnikowego.
Były one smażone we fryturze, a następnie polewane miodem i alkoholem i podpalane. Ja moich bananów nie podpalałam, a podałam je tylko z cukrem pudrem, ale trochę w smaku przypominały mi te z dawnej pracy dlatego o nich wspomniałam. Oto przepis: